wtorek, 28 marca 2017

Światło między oceanami

    
      To oczywiście przypadek, że autorką kolejnej mojej lektury jest pochodząca z Australii M.L.Stedman i że wojna (tym razem I wojna światowa) nie pozostaje bez wpływu na losy bohaterów. Trochę się wzbraniałam przed tą książką, promocja była dosyć nachalna, ale widać zdarza się, że reklama zachęca do niezłych "produktów".
    W 1920 roku Tom, młody inżynier, nie mogąc sobie poradzić z przeżyciami wojennymi, postanawia przyjąć posadę latarnika na maleńkiej niezamieszkanej  wyspie Janus Rock, leżącej niedaleko Australii. W miasteczku Perth poznaje młodą żywiołową Isabel, która godzi się wyjść za niego i dzielić jego samotność i niełatwe życie na wyspie. 
   Trudno o większą różnicę charakterów - Tom jest wycofany, introwertyczny, praktyczny do bólu , a zasady to dla niego świętość. Isabel z kolei jest pełna życia, ciekawa świata, pomysłowa. Chcieliby mieć dużą rodzinę, niestety, Isabel trzykrotnie traci dziecko. To wygląda na wysłuchaną przez Boga modlitwę - do wyspy przybija łódź, a w niej martwy mężczyzna i żywe niemowlę. Tom uważa, że powinni zgłosić to do władz, Isabel namawia go, by zatrzymali dziecko. 
   Dopiero w połowie książki dowiadujemy się, jak to się stało, że niemowlę trafiło na wyspę i wtedy zaczynamy trochę inaczej oceniać postępowanie Isabel i Toma. Niewłaściwe wybory, kłamstwa wypowiadane niby w słusznej sprawie, wszystko, co robimy ma swoje konsekwencje. Kiedy podejmujemy jakieś trudne decyzje, szczególnie takie, które dotyczą nie tylko nas, rzadko, zbyt rzadko zastanawiamy się nad ich skutkami dla innych ludzi. A przecież dobro wraca do nas, ale zło także...
"Dobro i zło są jak cholerne węże, splatają się ze sobą tak ciasno, że człowiek nie potrafi ich rozróżnić, dopóki obu nie zastrzeli. Tyle że wtedy jest już za późno."
   Gdybym miała porównać te dwie ostatnie książki, nie byłoby łatwo - literacko na pewno Flanagan, bardziej wciąga historia Stedman, obie zostawiają pytania, z którymi trzeba się samemu zmierzyć, ale zostaje dłużej Flanagan i jego "Klaśnięcie jednej dłoni". Spróbujcie.
    

piątek, 17 marca 2017

Klaśnięcie jednej dłoni



      Tasmanię kojarzyłam ( literacko) tylko z opowiadaniem Jacka Londona "Niech to żółwie Tasmana" , które przeczytałam wieki temu i które bardzo mi się podobało, muszę je sobie przypomnieć w najbliższym czasie.
       Akcja książki Richarda Flanagana "Klaśnięcie jednej dłoni"  rozgrywa się na Tasmanii właśnie. W 1954 roku w pewną okropną śnieżycę Maria Buloh, słoweńska emigrantka, opuszcza swój dom, zostawia męża i kilkuletnią córkę. Trzydzieści pięć lat później jej córka Sonja wraca na Tasmanię, odwiedza ojca, próbuje odpędzić powracające koszmary pełnego przemocy dzieciństwa, braku miłości. 
    Stopniowo autor odsłania nam coraz więcej faktów z życia Marii i jej męża Bojana. Krótkie rozdziały są  jak klocki układanki, dzięki którym  dowiadujemy się, jak ogromną krzywdę wyrządziła im wojna, jak szukali swojego bezpiecznego miejsca, jak próbowali stworzyć dom w nowym kraju. Przyjechali do Australii by uwolnić się od wojny, od wspomnień, okrucieństw, które widzieli, przeżyli.
"Miłość to most. A bywają ciężary, pod którymi most pęka."
 Flanagan pokazuje  nam też dzieciństwo i młodość Sonji, która posiadła umiejętność kurczenia się i znikania w sobie, gdy ojciec wracał do domu pijany. 
    Rozdzierające są rozważania Sonji, czy gdyby matka jej nie opuściła, ona sama miałaby szansę wyrosnąć ma lepszego człowieka. Gdy Sonja zachodzi w ciążę boi się, że nie będzie potrafiła kochać, że będzie taka jak ojciec. 
    To przejmująca historia o szukaniu swojego miejsca, o potrzebie miłości i przede wszystkim o przebaczeniu. Niesie jednak maleńką nadzieję. 

czwartek, 9 marca 2017

Słowik



    "Jeżeli moje długie życie czegoś mnie nauczyło, to tego, że miłość pokazuje nam, kim chcemy być, wojna zaś - kim jesteśmy."
         Tak zaczyna się książka amerykańskiej autorki, Kristin Hannah. Narratorką jest starsza pani mieszkająca w Ameryce, która wspomina przeszłość i - jak mówi - ludzi, których zgubiła. Ta książka to piękna historia dwóch sióstr, starszej Vianne i młodszej Isabelle. Kiedy zaczyna się wojna we Francji, gdzie mieszkają, starsza ma dwadzieścia parę lat, młodsza zbliża się do pełnoletności. 
         Zbuntowana Isabelle nie może się pogodzić z okupacją Francji i dołącza do ruchu oporu. Jej siostra opuszczona przez męża, który najpierw zgłasza się na wojnę, a później zostaje wzięty do niewoli,  nie tylko zmaga się z trudnościami codziennego wojennego życia, ale musi przyjąć do swojego domu niemieckiego oficera. Obie siostry wielokrotnie wystawiane są przez los na bardzo trudne próby, poddawane testom, których większość z nas nawet sobie nie może wyobrazić. To przecież te trudne momenty w naszym życiu najlepiej pokazują nas jako ludzi, ile jesteśmy w stanie znieść dla idei, ile poświęcić dla najbliższych. 
         Ciekawie pokazana jest relacja między siostrami, interesująca  jest też postać ojca, który musi się nauczyć kochać córki w tych trudnych czasach, a wcześniej bardzo się przed tą miłością bronił. 
         To historia zmyślona i może trochę zbyt przewidywalna. Może nie do końca jest to wojenna laurka, ale mimo wszystko filtr idealnej postawy niezłomnych bohaterek, przez który autorka pokazuje okrucieństwa wojny, rozmywa jej prawdziwy obraz.