sobota, 3 września 2016

Shantaram



   Książki powinny być grube i dobre, zgadzacie się? "Shantaram" to osiemset stron niesamowitej przygody. Autor, Gregory David Roberts, to Australijczyk, który po rozwodzie stoczył się na narkotykowe dno. Żeby zdobyć pieniądze na narkotyki, napadał na ludzi, w końcu wylądował w więzieniu. Udało mu się stamtąd uciec i dzięki pomocy przyjaciół trafił do Bombaju, gdzie spędził dziesięć lat handlując narkotykami, angażując się w podrabianie paszportów, w wojnę w Afganistanie, ale też mieszkając w slamsach, pomagając tamtej społeczności i zaprzyjaźniając się z wieloma  prostymi ludźmi.
   To awanturnicza powieść, napisana przecież przez przestępcę, ulicznego filozofa,  ale jest szczera, prawdziwa do bólu i naprawdę ciekawa. Gdzieś przeczytałam, że ten rodzaj literatury nazywany jest purple prose i charakteryzuje się bogatym w ornamenty językiem, licznymi aforyzmami, filozoficznymi rozważaniami. Sporo w tym pisaniu egzaltacji, patosu, ciekawa jest przedstawiona przez autora ontologia przestępstw, to wszystko jednak nie zmienia faktu, że książkę się pochłania. Chce się wierzyć, że cała filozofia tej książki, te wszystkie rozważania o dobru i złu wynikają z prawdy przeżycia tego wszystkiego, pozbycia się nienawiści, chęci zemsty, zmiany widzenia świata tak, aby w centrum stawiać drugiego człowieka, a nie siebie samego. Jak pisze Roberts:
"... wybór między nienawiścią i wybaczeniem może stać się historią twojego życia."
Na koniec jeszcze jeden cytat, które na długo zatrzymał mnie na dłuższą chwilę, gdy czytałam tę książkę:
"Wcześniej czy później los styka nas ze wszystkimi ludźmi, którzy pokazują nam, kim możemy i kim nie powinniśmy się stać." 
   Z kawałków tych spotkań tworzymy siebie, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz