wtorek, 15 listopada 2016

Historia zaginionej dziewczynki



   Jakiś czas temu pisałam o książce "Genialna przyjaciółka" włoskiej autorki, Eleny Ferrante. Skończyłam wczoraj czwartą część tetralogii i rozumiem, dlaczego jeden z moich  ulubionych amerykańskich pisarzy - Jonathan Franzen  - tak bardzo ceni jej pisarstwo. Oboje piszą  o zwykłych ludziach, ich życiu w zmieniającym się świecie, są uczciwi wobec czytelnika nie zmieniając swoich bohaterów w herosów, kochają ich mimo wad.
   Ostatni tom tej opowieści o przyjaźni dwóch kobiet zaczyna się w latach osiemdziesiątych, kończy na początku dwudziestego pierwszego wieku. Na tle zmian technologicznych, politycznych, niepokojów społecznych we Włoszech widzimy zmagania Leny i Lili, ich trudną przyjaźń, nieustanne współzawodnictwo, wzajemne uzależnienie. Każda przegląda się w oczach tej drugiej, albo po to,  by czegoś zazdrościć, albo by sobie wmawiać "ja jestem lepsza". 
   Lena jest na pozór poukładana, samodyscyplina z jednej strony ją ogranicza, trzyma w gorsecie tego co wypada, a czego nie można robić, ale potrafi też zawalczyć o siebie. Natomiast Lila, nieobliczalna  Lila, która wydaje się niezniszczalna, bezkompromisowa, tak naprawdę bardzo się boi, przede wszystkim tego, co się kryje w jej głowie, szaleństwa.
   Dopiero w czwartym tomie wyraźnie widać, że ta powieść to nie tylko historia Leny i Lili, ich rodzin i znajomych. Bardzo ważnym bohaterem jest Neapol, miasto, które płynie w żyłach urodzonych i wychowanych tutaj ludzi. Kochają je i nienawidzą - za przekupstwo, przemoc, bałagan. Miasto skorumpowane, pokryte pudrem nowoczesnych budynków, biurowców. 
"Jedyna korzyść, jaka płynie z bycia neapolitańczykiem, to wiedzieć od zawsze, instynktownie, to, co dzisiaj wszyscy zaczynają twierdzić: że sen o nieograniczonym postępie jest w rzeczywistości koszmarem pełnym okrucieństwa i śmierci".
     Pisałam, że autorka wydaje swoje książki pod pseudonimem i że nikt nie zna jej tożsamości. Pomyślałam, że może przyczyną jest strach. Jeżeli opisała swoje miasto, Neapol, jeżeli część opisanych historii miała miejsce, to nawet zmiana nazwisk bohaterów może niewiele dać. Mówi się: "Zobaczyć Neapol i umrzeć". Elena Ferrante pisze, że niektórzy umarli, bo dostrzegli to, co się dzieje w Neapolu. 
    Niekiedy przyczepia się do mnie fragment piosenki, innym razem zdanie z jakiejś książki. Od wczoraj chodzi za mną jedno zdanie z "Historii zaginionej dziewczynki":
"W jego głosie  słychać książki".


niedziela, 6 listopada 2016

Miejsce na ziemi



   Jeżeli szukacie książki na jesienne wieczory, kiedy nawet pies nie reaguje na słowo "spacer", polecam piękną opowieść Umi Sinha. Ta książka ma troje narratorów - dwunastoletnią Lilę Langdon, jej ojca Henrego i jego matkę, Cecily. 
   Dwunastoletnia Lila jest świadkiem rodzinnej tragedii, musi opuścić Indie, gdzie się urodziła i wychowała, jedzie pod opiekę swojej starej ciotki do Anglii. Henry także urodził się w Indiach, przez wiele lat pisał dziennik, zapełniając jego karty bardzo intymnymi opowieściami o swoim życiu, o trudnych relacjach z chorą żoną.Wcześniej jeszcze Cecily, młoda Angielka jedzie do Indii poślubić starszego o wiele lat narzeczonego i opisuje  swój zachwyt tym krajem, ale i trudne momenty życia i małżeństwa w listach do siostry bliźniaczki. 
   Splecione losy tej trójki opowiedziane są na tle trudnych tematów kolonialnej dominacji Anglików w Indiach, masakry w Kanpur w połowie dziewiętnastego wieku, gdzie Sipajowie dokonali okrutnej rzezi na  cywilach brytyjskich, ale w zemście brytyjscy żołnierze postępowali równie okrutnie. Opis tej tragedii przypomina śmierć i zniszczenie z obrazów Boscha. 
   Wydarzenia prowadzą nas później do pierwszej wojny światowej, do udziału w niej również żołnierzy hinduskich.
"Przyzwyczajeni do walki twarzą w twarz i okazywania wrogowi szacunku, nie widzieli honoru w wojnie, w której mężczyźni wystrzeliwują pociski w kierunku ludzi, których nigdy nie widzieli, a potem kulą się w wykopanych rowach, gdy sypią się na nich bomby."
   To prosta historia wielkiej rodzinnej tajemnicy, spraw odkładanych na później, które wracają trafiając rykoszetem w naszych najbliższych. I pewnej prawdy, z którą nie sposób polemizować:
"Nosimy naszych rodziców w sobie, ich krew płynie w naszych żyłach, ich głosy rozbrzmiewają w naszej głowie."

środa, 2 listopada 2016

Zadziwiająca historia samotnego listonosza

  \
    Podoba mi się pomysł, aby każdy człowiek miał swoje własne Niebo, swój własny raj, jeśli oczywiście na taki zasłuży. Moim byłaby chyba olbrzymia biblioteka, w której książki nie kurzą się, wszystkie są drukowane dużą czcionką (jeśli w moim Niebie  nadal będę miała kłopoty ze wzrokiem), jest wiele bardzo wygodnych foteli, przy każdym stoliczek z herbatą lub dobrą kawą. 
Rozmarzyłam się. Ale przedsmak takiego miejsca poczułam w naszej szkolnej bibliotece. W ostatnim czasie przybyło tam mnóstwo książek. Już przed wakacjami  nasze panie bibliotekarki poprosiły uczniów i nauczycieli o wpisywanie do specjalnego zeszytu tytułów takich książek, które powinny się znaleźć w szkolnej bibliotece. Dzięki temu trafiły tam pozycje, na które podczas przeglądania książek w księgarniach nie zwróciłabym uwagi. Książki nieoczywiste, bo słabo rozreklamowane. A jednak ktoś uznał je za piękne, ciekawe, mądre.
   Właśnie w ten sposób trafiłam na książkę kanadyjskiego autora Denisa Theriault`a - "Zadziwiająca historia samotnego listonosza". Jej bohaterem jest Bilodo, młody mężczyzna, miłośnik kaligrafii i listonosz niedyskretny. Otwiera bowiem niektóre listy, czyta, kopiuje, chowa do segregatorów. Jest, tak jak zapowiada tytuł książki, bardzo samotny, żyje per procura, życiem pożyczonym od adresatów listów, które przechodzą przez jego ręce. Tym sposobem trafia na korespondencję między pewnym starszym Kanadyjczykiem a młodą i piękną nauczycielką z Gwadelupy, Segolene. Ci dwoje połączeni epistolarnym romansem, flirtują za pomocą haiku, więc Bilodo powoli wnika w świat japońskiej poezji.
   Bardzo podoba mi się narracja, jej dowcipny język, przesycony ogromną sympatią do bohatera i przymykający oko na jego dziwactwa. Genialny jest pomysł rozmowy (korespondencyjnej, ale przecież to także rozmowa) za pomocą poezji. W miarę rozwoju uczucia, gdy haiku przestaje wystarczać, bohaterowie przechodzą do innego rodzaju wiersza - tanka pozwala lepiej mówić o uczuciach. 
  Podobno pewne kwiaty
kwitną po siedmiu latach
     już od dawna chcę 
     wyznać ci wreszcie
jak bardzo ciebie kocham
Zakończenie tej książki zaskoczyło mnie. Jeśli  sięgniecie po tę książeczkę, was też zaskoczy.  Od wieków zastanawiamy się nad życiem po śmierci, a czasami zapominamy dbać oto, by było życie przed śmiercią.