środa, 12 kwietnia 2017

Wysokie góry Portugalii



             Yann Martel to kanadyjski pisarz urodzony w Hiszpanii, najbardziej znany jako autor "Życia Pi". Nie pisze wiele, ale jego książki są mieszaniną baśni, dziwnych historii, niesamowitych zbiegów okoliczności. Mnie się bardzo podobała jego "genderowa" powieść "Ja", choć zdaję sobie sprawę z tego, że w naszym kraju nie mogła zostać dobrze przyjęta.
            "Wysokie góry Portugalii" to powieść składająca się z trzech części. Pierwsza dzieje się na początku XX wieku w Lizbonie, a jej bohaterem jest młody kustosz, Tomas. W ciągu jednego tygodnia straciła trzy ukochane mu osoby, ukochaną, małego synka i ojca. Niektórzy nie mogąc się pogodzić ze śmiercią najbliższych tracą radość życia, inni popadają w różne nałogi, Tomas w ramach buntu przeciw  światu, przeciw śmierci, zaczyna chodzić tyłem. Przypadkowo natrafia na dziennik siedemnastowiecznego misjonarza i postanawia odnaleźć opisywany przez niego artefakt. 
             Bohaterem drugiej części jest żyjący w 1939 roku w małym miasteczku patolog - Eusebio - miłośnik książek Agaty Christie. Pewnego dnia trafia do niego wdowa i prosi o autopsję męża, którego zwłoki przyniosła w walizce. 
             Trzecia część to czasy już bardziej współczesne, lata osiemdziesiąte w Kanadzie. Peter, po śmierci żony nie umie sobie poradzić ze swoim życiem, rezygnuje z funkcji senatora i postanawia osiedlić się w Portugalii, kraju, z którego pochodzili jego rodzice. Dopiero wtedy zaczynamy rozumieć, co łączy te trzy historie .
           Podobnie jak w "Życiu Pi" język powieści jest przecudownie plastyczny, barwny, czytając tworzymy w głowie adaptację tej historii. Cała powieść dzieje się w niespiesznym rytmie fado, pełno w niej symboli, alegorii i ciekawych skojarzeń: "..życie stawia tu niespieszne kroki" czy "podczas rozwodu dziecko staje się łupem wojennym".
           To powieść o tym, jak cierpimy po Stracie, jak przeżyć odejście najbliższej osoby. To baśń, ale o rzeczach ostatecznych, o tym, jak wielkim wyzwaniem naszych czasów jest próba pogodzenia miłości i straty, wiary i rozumu. Fides et ratio. Po prostu.
           Wiele lat temu przeczytałam, że  Yann Martel, gdy usłyszał, że kanadyjski premier chwali się, że niewiele książek w życiu przeczytał (chodzi o jednego z poprzednich premierów, bo obecny, Justin Trudeau, jest zaprzeczeniem tamtego), wysłał premierowi 100 książek, które ten absolutnie powinien przeczytać. Niestety, nie mogłam znaleźć tej informacji w sieci. Szkoda, chętnie zajrzałabym na tę listę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz