czwartek, 16 lutego 2017

Perła


    Na księdza Grosera się czeka. Każdy chciałby mieć tak mądrego, odważnego proboszcza, dla którego kapłaństwo to "żebranie o każdego człowieka dla nieba", który jest drogowskazem dla ludzi, nie brakuje mu jednak poczucia humoru i pewnych małych słabostek, dzięki czemu rozumie też słabości innych. 
    Poprzednie części tej historii jednak bardziej mi się podobały. Tutaj, w "Perle" Jana Grzegorczyka, miałam wrażenie, że czytam zlepione trochę na siłę dwie historie, choć obie bardzo ciekawe, kilka wątków autor pozaczynał, nie zakończył. Nierówna ta powieść, bo oprócz tych słabszych fragmentów jest w niej bardzo wiele takich chwil, kiedy trochę się zatrzymujemy i zastanawiamy. Jak to jest z naszą pobożnością. Gdybym miała uogólniać, choć generalizowanie zawsze jest pewnym uproszczeniem, to wiara w naszym społeczeństwie wydaje mi się taką wiarą "ludową", strasznie naiwną i prościutką, z sentymentem do - jak to mówi ksiądz Groser - religijnych świerszczyków, które próbują maluczkim objaśniać świat łopatologicznie. Bez zadawania pytań, bez wątpliwości, tylko katechizm, jako gotowa odpowiedź na wygodne pytania, które zadał ktoś inny. 
     A tymczasem papież Benedykt mówił, że wiara to wspinaczka. Powinniśmy w niej wzrastać, mamy prawo zadawać pytania, szukać na nie odpowiedzi, szukać duchowych przewodników, którzy nie tyle zaprowadzą do Boga, bo to nasza droga, ale chociaż oświetlą kawałek tej drogi.
    A jednak warto przeczytać "Perłę", warto przy niej podumać, trochę się pośmiać. I zapamiętać mądre rzeczy, jak to arabskie przysłowie:
"Mędrzec rozumie głupca, ponieważ sam był kiedyś głupcem, ale głupiec nie rozumie mędrca, ponieważ nigdy nie był mądry."

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz