poniedziałek, 29 maja 2017

Miłość i inne nieszczęścia

     Ta książka to debiut francuskiego pisarza, Oliviera Bourdeaut, przepiękna historia niesamowitej rodziny - małżeństwa i ich synka. Mama to taki Don Kichot w spódnicy, albo jeszcze bardziej ekscentryczna wersja Phoebe z serialu "Przyjaciele", świat rzeczywisty dla niej nie istnieje, liczy się tylko maleńka wyspa ich rodziny. Nie sposób jej nie lubić, choć czasami jej szaleństwa przerażają nas, "normalsów". Swojego synka nauczyła zwracać się do wszystkich w trzeciej osobie, bo uważa, że przechodzenie na ty czyni nas bezbronnymi. 
   Ojciec wydaje się żyć tylko po to, by spełniać wszelkie życzenia ukochanej, dbać o nią i o synka, poddawać się jej zwariowanym pomysłom. Codziennie nadaje swojej żonie inne imię, tańczą przez całe noce, a potem trudno jest wytłumaczyć spóźnienia syna do szkoły, trzeba wymyślać różne kłamstwa. Syn to zresztą pięknie podsumował:
 "Mój Tatuś zawsze potrafił wymyślać piękne kłamstwa dla ludzi, których kochał". 
   Prowadzą straszliwie nieuregulowany, (jak powiedziałby mój Tatuś - niezgodny z rytmem biologicznym) tryb życia, śmieją się, zmyślają różne historie, wydają przyjęcia i bardzo dużo tańczą, najczęściej do piosenki Niny Simone "Mr Bojangles". Taniec jest dla ich rodziny bardzo ważny, w tańcu jest i prośba i modlitwa, wyznanie miłości. 
   To wydawałoby się  wymarzone dzieciństwo dla młodego człowieka, pełne miłości, humoru, opowieści. Tam grozi się dziecku: "Jeśli nie będziesz grzeczny, to włączę telewizor" - i ta groźba działa. Jednak szaleństwo mamy rozkręca się - i widzimy to z perspektywy męża i syna. Syn nie do końca rozumie, co się dzieje, zauważa tylko, że "płacz w biały dzień to inny poziom smutku". Ojciec wie więcej, bo zna diagnozę lekarzy - choroba dwubiegunowa. 
      Jakże cierpliwym można być dla chorej osoby, gdy się ją kocha. Gdzie przebiega granica między szaleństwem i normalnością. Piękna książka, a "Mr Bojangles" trafi do moich ulubionych melodii. Przesłuchajcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz