piątek, 6 listopada 2015

Dom letni z basenem



   W wakacje przeczytałam książkę Hermana Kocha "Kolacja", niezwykle ciekawie skonstruowaną opowieść o jednym tylko wieczorze w restauracji, podczas którego autor powoli odkrywa tajemnice dwóch spokrewnionych rodzin. Książka tak mi się spodobała, że szukałam innych powieści tego autora, ale nie znalazłam, ani w bibliotece, ani w księgarniach. 
   Kilka tygodni temu ukazała się kolejna książka tego holenderskiego pisarza, zatytułowana "Dom letni z basenem". 
   Główny bohater to Marc, lekarz pierwszego kontaktu, cynik, który nienawidzi ludzkiego ciała w każdej postaci, a niestety musi je  oglądać i to często w sytuacji, gdy choroba czy wiek czynią je jeszcze brzydszym. Przed pacjentami udaje troskliwego, ma dla nich więcej czasu niż inni lekarze, ale czyni to z wyrachowania, taki pacjent wróci. Tym bardziej, że pan doktor nie żałuje środków psychotropowych, poprawiaczy nastroju i innych leków, które inni lekarze przepisują bardzo oszczędnie. Do Marca trafia bardzo znany aktor i historia dopiero zaczyna się rozkręcać. Podobnie jak w "Kolacji" mamy tu pudełkową opowieść, zdejmujemy wieczko, a tam kolejny kartonik, z następną tajemnicą,  z kolejnym wątkiem coraz bardziej pogmatwanych i coraz straszniejszych wydarzeń. 
   Bardzo ciekawa jest wspominana przez bohatera postać kontrowersyjnego lekarza - wykładowcy Aarona Herzla, od którego Marc przejął niektóre poglądy, jak na przykład to, że nie wszystkich da się wyleczyć, niektórych po prostu trzeba wyeliminować. No właśnie, oburzamy się, jak tak można. A jeżeli twój pacjent skrzywdziłby twoje dziecko? Co byś zrobił? 
   Autor krytykuje współczesny świat, swój kraj. Nie wiedziałam, że w Holandii śmiertelność wśród noworodków należy do najwyższych w Europie. To dlatego, że większość porodów odbywa się w domu, wmówiono pacjentkom, że to bardziej naturalna metoda przyjścia na świat dziecka, a przecież ryzyko powikłań jest wtedy znacznie większe. Koch krytykuje także małolaty zafascynowane modą i anorektycznymi modelkami. Wyśmiewa się z idiotycznych pomysłów reżyserów teatralnych, którzy próbują przede wszystkim zaszokować widza scenografią, doprowadzając przy tym do absurdu:
   "Nie po raz pierwszy szedłem na sztukę Szekspira. Widziałem ich już z dziesięć. "Poskromienie złośnicy", w którym wszystkie męskie role odgrywane były przez kobiety. "Kupca weneckiego", z aktorami w pieluchach, a aktorkami w workach na śmieci i reklamówkami z supermarketu na głowach (...) "Makbeta", w którym wszystkie role grali nadzy mężczyźni, a ich jedynym ubraniem były sznurki przeciągnięte między pośladkami."
   Koch często zadaje pytania o konsekwencje różnych decyzji, cokolwiek zrobimy ma wpływ nie tylko na nas, swoimi wyborami często decydujemy o innych. To ogromna odpowiedzialność. Autor pisze:
   "Gdy cofam taśmę z życiem..."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz