niedziela, 6 grudnia 2015

Stan zdumienia



 "Stan zdumienia" to mądra i piękna  książka Ann Pratchett. Przeczytałam tę książkę  z ogromnym zainteresowaniem, zachwycona pomysłem, pytaniami, które rodziły się podczas lektury, ale reklamowanie jej jako współczesnej, kobiecej wersji "Jądra ciemności" wydaje mi się tanim chwytem marketingowym - nie powinno się dzielić literatury na żeńską i męską, jest po prostu dobra i zła. 
   Historia jest bardzo ciekawa, Marina, czterdziestodwuletnia farmaceutka pracująca w dużym koncernie farmaceutycznym, dowiaduje się o tym, że jej przyjaciel i współpracownik zmarł  w amazońskiej dżungli, gdzie pojechał wyjaśnić sprawę przygotowań do produkcji leku mającego znacznie wydłużyć czas, kiedy kobiety mogą zajść w ciążę. Marina wyjeżdża aby, na prośbę żony przyjaciela, wyjaśnić zagadkę jego śmierci, a na prośbę szefa sprawdzić, w jakiej fazie są badania nad lekiem, którzy może pomóc milionom kobiet odsunąć w czasie urodzenie dziecka. 
   Czytałam tę książkę z tabletem przy boku, sprawdzałam nazwy niektórych gatunków drzew, roślin, nazwy plemion, ciekawa, co wymyśliła autorka, a co naprawdę istnieje. Ale to, co najbardziej mnie fascynowało, to postawienie pytania (książką nie odpowiada na to pytanie), jak dalece naukowiec może ingerować w życie jakiegoś plemienia. Czy naprawdę nasza cywilizacja może uzurpować sobie prawo do tego, by pokazywać innym kulturom, jak powinny żyć? 
   Bardzo ciekawy jest opis plemienia Lakaszi, pełny, soczysty, bardzo realistyczny, choć autorka nigdy nie byłą w Brazylii. Cóż, Bolesław Prus też nie widział starożytnego Egiptu. Pod wieloma względami to wymyślone plemię przypomina faktycznie istniejące w Amazonii plemię Munduruku, które opisał Pierre Pica, językoznawca francuski, uczeń  Naoma Chomskiego. W tej niewielkiej grupie rdzennych mieszkańców Amazonii od lat prowadzi badania nad ich językiem, nad pojęciem liczby.  W ich języku nie ma czasów, liczby mnogiej oraz liczebników powyżej pięciu, zaś członkowie plemienia mają cechę podobną do dzieci na całym świecie - rozumieją liczby w skali logarytmicznej, a nie liniowej, czyli biorą pod uwagę proporcję między liczbami, a nie ich odległość jako różnicę. Taki sposób pojmowania jest bardziej intuicyjny.
   To oczywiście drobiazgi lingwistyczno - matematyczne, ale w tym wszystkim zostaje prawda o człowieku, o tym że na całym świecie jest około stu plemion izolowanych, które powinniśmy chronić, nim przyjdzie tam misjonarz, budowniczy autostrad, czy przedstawiciel koncernu naftowego, przywiezie kolorowe szkiełka i mocną wódkę, a parę wieków później będzie się bratał z rdzenną ludnością wprowadzając do kalendarza "Święto Dziękczynienia". 
   Kiedy autorka opisuje słowami jednego z bohaterów profesora, który rozpoczął badania nad tym amazońskim plemieniem, moje myśli pobiegły do jedynej znanej mi osoby, o której mogłabym tak powiedzieć:
"Był człowiekiem, jakim sam chciałem być. W pełni zaangażowanym w każdą minutę swojego życia."

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz