sobota, 17 października 2015

David Nicholls "Dobry początek"



   Sięgnęłam po tę książkę z sympatii do powieści "Jeden dzień" i do jej ekranizacji. Co prawda inna książka tego autora - "Dubler" rozczarowała mnie, jednak spodobał mi się pomysł "Dobrego początku" - młody człowiek wyjeżdża na studia, na uczelni dostaje się do drużyny biorącej udział w popularnym teleturnieju wiedzy.
"...jak mawiał mój tata, najważniejsze w wykształceniu są możliwości, jakie ono stwarza".
Mój Tatuś też tak mówił. 
Podobała mi się motywacja, z jaką Brian zaczyna studia:
"Chcę słuchać nagrań sonat fortepianowych i wiedzieć, kto je gra. Chcę chodzić na koncerty muzyki klasycznej i wiedzieć, kiedy należy bić brawo. Chcę umieć odbierać nowoczesny jazz i nie traktować go jak jednego wielkiego nieporozumienia... Chcę mieć radykalne, ale humanitarne i dobrze ugruntowane poglądy polityczne i chcę prowadzić ożywione, mądre debaty..."
   Czy dzisiaj wiedza ogólna jest przez młodych ludzi ceniona? Niekoniecznie. Po co wiedzieć, skoro można sprawdzić w internecie? 
   W tej książce jest i pierwsza miłość i zachwycenie wolnością bez kontroli rodziców, jest też podkreślona wartość przyjaźni i lojalności.
    Może nie jest to książka z pierwszej dziesiątki mojej "playlisty", ale dzięki niej odbyłam sentymentalną podróż do czasów młodości. Wzruszyłam się, gdy bohater żegnał się z mamą opuszczając dom rodzinny, by zacząć naukę w collegu. Miałam osiemnaście lat, gdy zdałam egzamin na studia do innego, dla mnie - ogromnego miasta. Nie dostałam miejsca w akademiku, więc musiałam znaleźć stancję - Tatuś pojechał ze mną i wybrał mi pokój u starszej, osiemdziesięcioletniej pani. Pokój był przejściowy, ubikacja na półpiętrze starej kamienicy. Gdy wróciliśmy do domu, zamknęłam się w pokoju i płakałam. Czułam się, jakby rodzice mnie sprzedali, choć to przecież był mój wybór, mogłam studiować bliżej domu i codziennie dojeżdżać na uczelnię. Ale czas studiów to rzeczywiście był czas dorastania pod różnymi względami - nie tylko wiedzy, ale też samodzielności, rozwijania zainteresowań, poznawania świata i ludzi, no i przyjaźni, które przetrwały do dzisiaj.
   Dzisiaj, gdy sama jestem mamą wiem, jak ciężko rodzicom wypuścić dziecko z gniazda. Jak bardzo się tęskni, jak bardzo żałuje, że nie możemy się widzieć częściej, że my - rodzice - możemy tylko kochać i wspierać z daleka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz